Na przełomie lipca i sierpnia w Lisich Kątach odbyły się Regionalne Zawody Szybowcowe. Uczestniczący w nich Michał Kącki, członek Sekcji Szybowcowej naszego Aeroklubu, podzielił się z nami swoją relacją z tych zawodów. To były pierwsze zawody szybowcowe Michała i bardzo mu ich gratulujemy, a jednocześnie dziękujemy za podzielenie się z nami wrażeniami z tego przedsięwzięcia. Relacja Michała pokazuje, jak fantastyczne jest latanie, ile dostarcza emocji, wrażeń, nieprzewidywalnych zwrotów akcji i satysfakcji. Zachęcamy także innych członków naszego Aeroklubu do dzielenia się swoimi historiami z zawodów, rajdów, lotniczych imprez, w których bierzecie udział. W ten sposób przyczyniamy się wszyscy do propagowania sportów lotniczych oraz działalności naszego stowarzyszenia.
Zapraszamy do lektury:
„W Aeroklubie Warszawskim jestem od 2010 r. Swoją przygodę z lotnictwem rozpocząłem w sekcji szybowcowej i uważam, że była to bardzo dobra decyzja. To szybowce pokazały mi piękno latania i udowodniły, że można to robić wyłącznie dzięki siłom natury, skupiając się na podziwianiu piękna naszego kraju z lotu ptaka. Z powodów finansowych przez te kilka sezonów nie wylatałem zbyt wiele, jednak w końcu przyszedł czas, by spróbować czegoś nowego – wystartować w zawodach szybowcowych. Myślę, że to doświadczenie poszerzyło moje horyzonty i pokazało, że latać można w naprawdę ciężkich warunkach, wystarczy tylko odpowiednia motywacja. Naszą motywacją było rozegranie zawodów i trening przelotowy w warunkach, w jakich nigdy wcześniej nie lataliśmy.
Decyzję o tym, gdzie chcę pojechać na swoje pierwsze zawody musiałem podjąć już na początku roku kalendarzowego, ponieważ organizacja takiego wyjazdu jest dość złożonym przedsięwzięciem. Odpowiednio wcześniej należy zapisać się u organizatora zawodów, należy również napisać podanie do komisji sprzętowej sekcji szybowcowej, aby otrzymać przydział sprzętu. Możliwości wyboru było wiele: Ostrów Glide w Ostrowie Wielkopolskim, Scyzoryk Cup w Kielcach czy Regionalne Zawody Szybowcowe w Lisich Kątach. Po chwili namysłu wybrałem te ostatnie. Wybór był ułatwiony, ponieważ uczestniczyłem wcześniej w obozie przelotowym „Flajówka 2016”, dzięki czemu miałem okazję poznać okolice Grudziądza i przekonać się o tym, jak dobre warunki przelotowe oferują Bory Tucholskie. Pogoda w maju dopisywała, dzięki czemu można było bez problemu pokonywać duże odległości, i nikogo nie dziwiło wykręcanie podstawy na wysokości 2400 m od razu po wyczepieniu na 400 metrach. (Poniżej kilka zdjęć z obozu przelotowego).
Ale po kolei… Po dojechaniu na miejsce okazało się, że reprezentacja Aeroklubu Warszawskiego była jedną z większych spośród ekip występujących na zawodach. Zawodnicy naszego Klubu startowali głównie w klasie C lub A. Niestety nie mogło być idealnie, ponieważ pogoda postanowiła płatać nam figle, przez co rozegraliśmy tylko trzy konkurencje (wymagane aby zawody uznać za rozegrane). Podczas naszych zmagań sytuację meteorologiczną popsuł wyż znad Ukrainy, który zaburzył naturalny przebieg mas powietrza, gwarantując nam zawody w warunkach frontowych. Nawet główny meteorolog zawodów miał problem z przewidzeniem pogody podczas odpraw przedlotowych, określając pogodę mianem skomplikowanej. Oczywiście nikt nie miał na to wpływu, a organizatorzy dołożyli wszelkich starań by impreza odbyła się w jak najlepszych okolicznościach, co udało się bez zarzutu i za co chciałbym im podziękować. Dopiero podczas kolejnych zawodów szybowcowych miałem okazję się przekonać, że specyficzne pogody będą domeną tego sezonu i zabiorą nam niejeden dzień lotny.
Na pierwszy dzień lotny musieliśmy czekać do 31 lipca, kiedy to wyłożono nam konkurencję obszarową od 102 do 200km. Niestety, podobnie jak większość zawodników mojej klasy, konkurencję zakończyłem w polu. Po powrocie na lotnisko okazało się, że o własnych siłach zdołały wrócić tylko cztery osoby. To było moje drugie pole w tym sezonie i nie spodziewałem się, że to dopiero początek mojej polnej przygody 🙂
Gdy już poznałem okolicę, w której wylądowałem powiedziano mi, że podobno „mam zmysł” do wyboru dobrych pól. Okazało się, że przyziemiłem obok zakładu, w którym produkowano spirytus i korzystając z wolnej chwili postanowiłem poznać całą linię produkcyjną. Udało mi się to zrobić, ale zaraz potem musiałem szykować się do powrotu, ponieważ ekipa AW wraz z Adamem z Aeroklubu Nadwiślańskiego przybyła już po mnie i mogliśmy wracać na lotnisko.
Kolejny dzień spędziliśmy na oczekiwaniu na gridzie na pogodę. Od rana czuliśmy, że ten dzień raczej spędzimy na ziemi, więc zaplanowaliśmy wycieczkę do Gdańska od razu po odwołaniu startów. Dzięki temu, że kierownik zarządził słynne „na ryby, na grzyby” dość wcześnie, udało nam się szybko zabezpieczyć sprzęt i w miarę wcześnie cieszyć się urokami Trójmiasta.
Następnego dnia dostałem od pogody prezent urodzinowy, okazało się, że wreszcie polecimy i wytyczona została nam konkurencja prędkościowa o dystansie 120 km.
Popełniłem błąd, ponieważ odszedłem na przelot ok. 15 min po reszcie stawki, gdyż nie usłyszałem otwarcia startu. Poskutkowało to tym, że nie wyrobiłem się w oknie dobrej pogody i po ostatnim punkcie ok. 5 km od lotniska musiałem przelecieć przez obfity opad deszczu który sprowadził mnie na ziemię wcześniej niż planowałem i lądowałem w polu 2 km od lotniska. Bardzo ucieszył mnie fakt, że zaliczyłem konkurencję, ponieważ cylinder dolotowy miał 3 km.
Byłem czwartym szybowcem który wylądował w tym polu, dzięki czemu można było porozmawiać z innymi zawodnikami podczas oczekiwania na ekipę, która po mnie jechała. To pole okazało się najszybszym w moim życiu. Godzinę po zgłoszeniu lądowania przygodnego byłem już na lotnisku, gdzie czekała mnie przykra niespodzianka. Sędzia zawodów uświadomił mnie, że logger miał ustawiony czas zapisu co dziesięć sekund zamiast zalecanych pięciu i nie zarejestrował przecięcia przeze mnie linii startu, za co otrzymałem karę w wysokości 50 pkt. Jest to dość dużo zważywszy na to, iż „zarobiłem” za tę konkurencje 177 pkt (przed odjęciem kary). Błąd ten kosztował mnie 2. miejsca w klasyfikacji generalnej pod koniec zawodów. Na zamieszczonym poniżej zrzucie z ekranu widać, jak niewiele brakowało (poniżej 50 m). Była to dla mnie cenna lekcja, która być może oszczędzi mi kiedyś problemu na zawodach wyższej rangi. Przecięcie mety nastąpiło podczas lotu z północy (zielona linia), fioletową zaznaczyłem prawdopodobny przebieg lotu.
3 sierpnia pogoda zagwarantowała nam kolejny dzień odpoczynku od latania. Wtedy w naszych głowach narodził się pomysł wycieczki do Malborka. Nigdy tam nie byłem, a bliskość tego miejsca nie pozwalała nam odpuścić skorzystania z takiej okazji. Po około godzinie jazdy zwiedzaliśmy zakamarki Zamku Krzyżackiego.
Kolejny dzień przyniósł nam odmianę od atrakcji turystycznych, mieliśmy lecieć. Jako że była to konkurencja decydująca o rozegraniu zawodów zdecydowano nas wypuścić. Początkowo nie wyglądało to najlepiej, ponieważ wszystkie szybowce krążyły nad lotniskiem w jednym kominie w dość małym przedziale wysokości, jednakże z czasem sytuacja się wyklarowała i powoli zawodnicy rozpoczęli odejścia na przelot. Warunki nie były idealne, ale dało się fajnie lecieć do przodu.
Niestety konkurencja ta okazała się kolejnym polowaniem. Znowu w naszej klasie lot ukończyły tylko 4 osoby, ale wystarczyło to, aby uznać konkurencję za rozegraną i zakończyć zawody. Lot odbywał się w dość niespokojnych warunkach i każdy starał się lecieć w miarę zachowawczo. Ja niestety zdecydowałem się na niepewny przeskok, co skończyło się jak widać poniżej.
Pomimo tego, że widzimy chmury na tle nieba, nie udało mi się zabrać z małej wysokości i po dłuższym czasie latania na wysokości wyboru pola do lądowania zdecydowałem się przyziemić w terenie przygodnym. Po tym dniu nie odbyła się już żadna konkurencja, ponieważ zawody uznano za rozegrane. Założyłem więc, że już nie będzie opłacało się składać szybowca, jednak pewna niespodzianka zmieniła moje plany, ale o tym na końcu.
Korzystając z trzech wolnych dni postanowiliśmy dobrze poznać okolicę. Trzeba przyznać, że okolica zachęca do spacerów, a Grudziądz skrywa wiele ciekawych miejsc, które warto zobaczyć. Godny polecenia jest też bar „Lotus”, w którym żywi się chyba każdy pilot latający w Lisich Kątach. Poniżej zobaczycie kilka zdjęć z mojej wizyty w Grudziądzu.
Jak widać zawody szybowcowe dają możliwość nie tylko wylatania wielu godzin w zacnym towarzystwie, ale również podziwiania wielu pięknych miejsc podczas lotu i wycieczek krajoznawczych. To jeden z powodów, dla których chciałbym polecić każdemu pilotowi szybowcowemu udział choćby w jednej imprezie tej rangi. Chciałbym również podziękować Aeroklubowi za wsparcie, jakie zostało mi udzielone podczas przygotowań i wyjazdu do Lisich Kątów.
Wracając do niespodzianki, o której wspominałem. Dzięki temu, że podczas naszych klubowych zawodach szybowcowych „Milówka”, na których również startowałem, holowała mnie Socata z Aeroklubu Nadwiślańskiego miałem możliwość spróbowania przebazowania szybowca z Grudziądza do Milewa na holu. Było to ciekawe doświadczenie, którego się nie spodziewałem. Z opowieści wynikało, że takie loty były domeną poprzedniego ustroju, jednakże szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił mi na spróbowanie tego rodzaju zadania lotniczego”.
Michał Kącki