Z okolicami lotniska Chrcynno związana jest zapomniana nieco postać Franciszka Rembeckiego, urodzonego w 1914 roku w Pianowie k. Nasielska, pilota Dywizjonu 300 Ziemi Mazowieckiej, poległego podczas akcji bojowej bombowca RAF Avro Lancaster w Holandii w 1944 roku. Dziś – dzięki staraniom rodziny, a także książce i filmowi „Requiem dla Orłów”– bohaterska i tragiczna jednocześnie historia Rembeckiego wychodzi z zapomnienia.
Rodzina pilota podjęła między innymi działania zabiegające o nadanie przez Radę Miejską Nasielska imienia Rembeckiego jednemu z miejscowych rond. Aeroklub Warszawski, jako właściciel lotniska w Chrcynnie i jedyna organizacja lotnicza działająca na tym terenie, wystosował pismo do Burmistrza i Rady Miejskiej z poparciem tej inicjatywy. Jesteśmy głęboko przekonani, że to ważne przedsięwzięcie i dobra okazja „do przypomnienia postaci Franciszka Rembeckiego obecnemu pokoleniu Polaków, zarówno lotnikom, jak i mieszkańcom ziemi mazowieckiej, z której wyszedł, za którą oddał życie, a do której nie zdołał powrócić”.
W roku 2018 świętujemy 100-letnią rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, ale także 100-lecia Lotnictwa Polskiego. Przypomnijmy – 5 listopada 1918 roku odbył się pierwszy lot bojowy polskiego samolotu wojskowego. Przez te lata polscy lotnicy dokonali rzeczy niezwykłych. Warto je – szczególnie w tym jubileuszowym roku – przypominać i wspominać. Historie polskich dywizjonów lotniczych i ich bohaterskich pilotów to temat niezmiennie fascynujący i żywo obecny w naszej świadomości. Dobrze, że wciąż pojawiają się takie świadectwa, jak poniższy tekst poświęcony postaci Franciszka Rembeckiego. Autorką tego wspomnieniowego opracowania jest pani Monika Sokołowska, wnuczka siostry lotnika. To fascynująca i poruszająca opowieść – bardzo gorąco zachęcamy do lektury.
Franciszek Rembecki – zapomniany bohater z Pianowa k. Nasielska, pilot bombowca Dywizjonu 300 „Ziemi Mazowieckiej”
Początki fascynacji bohaterem
Gdyby nie opowieści śp. babci Antoniny, siostry Franka – pamięć o wujku umarłaby w rodzinie wraz z nią. Gdyby nie determinacja Bogusława Morskiego, jedynego ocalałego z Avro Lancastera DV 286 – szczątki załogi dalej spoczywałyby na dnie holenderskiego jeziora IJsselmeer, nad którym maszyna została ostrzelana. Gdyby nie film dokumentalny „Requiem dla Orłów” Zbigniewa Kowalewskiego i nasza późniejsza współpraca, nie mogłabym dziś przypomnieć poległego w akcji pilota Franciszka Rembeckiego.
Ustalanie faktów oraz weryfikacja przekazów rodzinnych to godziny poszukiwań, rozmów, przeglądania archiwalnych dokumentów. To także powroty do Pułtuska, Nasielska i okolic, a nawet wizyta w Koźminie Wielkopolskim. Dzięki temu udało się odtworzyć zwyczajną historię rodziny Rembeckich, w której początek miały niezwyczajne losy późniejszego cichego bohatera. Z Pianowa-Bargłów wyruszył w świat, by w końcu wziąć udział w walce o Niepodległą Polskę, która wówczas była młodsza niż on.
Dzieciństwo i edukacja
Marianna i Antoni Rembeccy wychowali sześcioro dzieci, czterech synów i dwie córki. Przekazali im wiarę oraz szacunek i troskę o innych. Najmłodsza córka wspominała, jak matka piekła chleby i każdego dnia w drodze na poranną Mszę zanosiła bochenek ubogim. Ojciec po powrocie z pola siadał na ławce przed domem i rozmawiał z dziećmi.
Najmłodszy z synów Franciszek urodził się 12 maja 1914 r. Chętnie i łatwo się uczył, co zauważył Stefan Dąbrowski, właściciel pobliskiego majątku, poseł na Sejm II Rzeczypospolitej, weteran z 1920 r. i uczestnik kampanii wrześniowej, w końcu więzień oflagu. To on finansował naukę Rembeckiego, a po śmierci ojca wziął go w opiekę. Chłopiec prawdopodobnie uczęszczał najpierw do pobliskiej szkoły powszechnej, następnie do gimnazjum w Pułtusku, w końcu do Szkoły Ogrodniczej w Koźminie Wlkp., którą ukończył w 1934 r. z dyplomem technika ogrodnika.
Babcia wspominała wizyty Franka w domu rodzinnym, szacunek i troskliwość, jakie jej okazywał, wspólne spacery po Nasielsku, wycieczki rowerem do rodziny w Lorcinie, a po drodze przyglądanie się przygotowywaniu przyszłego lotniska w Chrcynnie.
Ułan i kandydat na pilota
W listopadzie 1936 r. poborowy Franciszek Rembecki zgłosił się do 15 Pułku Ułanów w Poznaniu, gdzie został przydzielony do szwadronu ckm. Już w styczniu 1937 doceniono go „za dobre postępy w wyszkoleniu i sumienność w służbie” i w grupie 12 ułanów wysłano na pół roku do szkoły podoficerskiej Brygady Kawalerii Poznań przy 17 Pułku Ułanów w Lesznie. W grudniu „za dzielną i staranną służbę” otrzymał awans do stopnia starszego ułana, a miesiąc później pochwałę „za dobre postępy wyszkolenia jako podinstruktor armatki przeciwpancernej”. Wiosną 1938 r. został wybrany do zawodów szermierki konnej, które odbywały się tradycyjnie 23 kwietnia w święto 15 pułku. W tym samym dniu awansował na stopień rzeczywistego kaprala i otrzymał odznakę pamiątkową pułku.
Pomimo, iż był już dobrze wyszkolonym ułanem, a może dlatego, że był sumiennym żołnierzem, Ministerstwo Spraw Wojskowych wezwało jego jednego z całego pułku do Instytutu Badań Lekarskich Lotnictwa w Warszawie, a po nich na kurs pilotażu. 1 września 1938 r. Franek rozpoczął swoją powietrzną przygodę na ogromnym i znanym w Europie lotnisku szybowcowym w bieszczadzkiej Ustjanowej. Przez rok miał odbywać służbę nadterminową w 3 pułku lotniczym w Poznaniu-Ławicy, jako jeden z dwóch kawalerzystów wśród dwudziestu przyszłych pilotów. Pierwsze miesięczne wyszkolenie odbył na samolocie zaprojektowanym przez Stanisława Wigurę RWD-8, naukę kontynuował do lata 1939.
Dwa tygodnie przed wybuchem wojny został przyjęty do Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie. Według relacji babci, dostał polecenie skoku z wieży spadochronowej. Ruszył bez wahania i usłyszał: „Wystarczy. Nadajesz się”.
Wojenne losy
Po ataku Niemiec na Polskę Dęblińskie Orlęta ewakuowano przez Czechosłowację na Węgry, gdzie Franciszek spędził zimę w kilku kolejnych obozach internowania. W marcu 1940 r. przedostał się do Jugosławii, skąd przez Włochy dotarł do Francji, szlakiem tysięcy polskich żołnierzy. Do kapitulacji Francji przebywał w głównym ośrodku szkolenia polskich sił powietrznych w Lyonie, potem z innymi lotnikami, znalazł się w Wielkiej Brytanii, gdzie od 1941 roku odbył szereg kursów w kolejnych bazach Królewskich Sił Powietrznych. Testy wykazały jego odpowiedzialność i predyspozycje do prowadzenia bombowców, na końcu posadzono go za sterami ciężkiego czterosilnikowego Avro Lancastera. Powierzono mu ciężki Avro Lancaster pełen bomb, które musiał dostarczyć nad wyznaczone cele. Obdarzony został największym zaufaniem, odpowiadał za los sześciu kolegów i luk pełen bomb, które musiał dostarczać nad wyznaczone cele.
Team Rembeckiego wywiązał się szczęśliwie z sześciu misji. W nocy z 12 na 13 czerwca 1944 r. wykonał także siódmą – bombardowanie niemieckich obiektów przemysłowych w Gelsenkirchen. Jednak w drodze powrotnej maszynę ostrzelał niemiecki nocny myśliwiec; niektórzy z członków załogi zginęli na miejscu, inni zostali ciężko ranni. Bez szwanku z ostrzału wyszedł bombardier Bogusław Morski oraz przedwojenny przyjaciel Franka – mechanik Feliks Bladowski. Obaj wyskoczyli, ale Bladowski utonął, nie mogąc wydostać się spod czaszy spadochronu. Morski po wojnie wspominał, że skok był możliwy tylko dzięki poświęceniu pilota, który został na stanowisku i starał się utrzymać poziomy kurs płonącego samolotu. Po latach w czasie eksploracji wraku odnaleziono linki od spadochronu wkręcone w jeden z silników, co wskazuje na to, że wujek jako ostatni bezskutecznie też próbował opuścić maszynę.
Przywrócić pamięć
Z odnalezionych pamiątek, listów z czasów wojny oraz relacji babci i Morskiego jawi się obraz człowieka życzliwego innym, wesołego i towarzyskiego, ciekawego świata, wiedzy i nowych wyzwań. Był także sumiennym patriotą, wytrwałym i skupionym na powierzonym zadaniu. Cechy charakteru i wpojona od dziecka troska o innych oraz dobre wyszkolenie sprawiły, że Rembecki nie zawiódł w chwili najwyższej próby. Prawie 60 lat spoczywał we wraku na dnie holenderskiego jeziora IJsselmeer, dopiero w 2003 r. wydobyte szczątki załogi uroczyście złożono w jednej mogile na Polskim Cmentarzu Wojskowym w Bredzie. Historia załogi bombowca została opowiedziana w filmie dokumentalnym „Requiem dla Orłów” i w książce o tym samym tytule.
Rok 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości jest okazją do przypomnienia o pilocie obecnemu pokoleniu Polaków, zarówno lotnikom, jak i mieszkańcom ziemi mazowieckiej, z której wyszedł, za którą oddał życie, a do której nie zdołał powrócić. W liście, którego już nie zdążył przeczytać, stryj pisał do niego z Ameryki: „Za to Franku sercem i myślami jesteśmy z Wami, smutki i radości, zwątpienia i nadzieje, którymi serca wasze są przepełnione i nam się udzielają. Taki już los narodu polskiego, że Bóg skazał go na wielkość, a wielkości kupić nie można, trzeba ją zdobyć cierpieniem”.